Dołącz

8 stycznia 2011

Magiczna moc „paczkowania”, czyli pofinałowe refleksje

W jeden grudniowy weekend przekonaliśmy się, jak wielką moc ma pomaganie. I choć akcja „Szlachetna Paczka” dobiegła końca, w nas ciągle trwa. Jest w naszych wspomnieniach, rozmowach, w naszych sercach.

Dzięki zaangażowaniu wielu Wolontariuszy, noszących w akcji dumną nazwę „Super W”, dla 40 rodzin zamieszkujących krakowskie Bieńczyce zabłysło małe światełko. Światełko nadziei i wiary w drugiego człowieka. I w spełniające się marzenia.

Mała Laura chciała lalkę Barbie, 16-letni Mikołaj – wymarzoną deskorolkę, Dawid myślał tylko o ciepłej zimowej kurtce, a pani Agnieszka bała się, że w tym roku jej synowie przechodzą zimę w jesiennych butach. Niepotrzebnie. Wszyscy spotkali na swojej drodze dobrych ludzi, Darczyńców o wielkich sercach, którzy ich marzenia przemienili w rzeczywistość. I wcale niemało było w tym pracy Wolontariuszy. Bo przecież gdyby nie oni, bieńczyckie rodziny nie zostałyby nawet do akcji włączone. „Zielonych” z naszej Fundacji wspierali znajomi, przyjaciele i harcerze ze Szczepu Tęczowego z Nowej Huty. Dzięki ich wspólnemu wysiłkowi Świąteczna Paczka” była naprawdę wyjątkowa.

Ale od początku… A początkiem były szkolenia, wytrwale prowadzone przez Kasię Filipek, liderkę Rejonu Bieńczyce, po to, aby każdy z nas wiedział dokładnie, na co zwrócić szczególną uwagę przy ankietowaniu rodzin, jak zadbać o jak najlepsze relacje z Darczyńcą, jak sprawić, aby w „Paczce” niczego nie zabrakło. Dopiero po szkoleniach mogliśmy przystąpić do działania. Wizyty u ankietowanych rodzin niejednemu z nas zapadną na długo głęboko w pamięć. Słuchaliśmy wielu smutnych i poruszających historii, jakie napisało samo życie. Patrzyliśmy na często niezawinioną biedę, dotykającą niewinnych ludzi, którzy nie potrafili sobie poradzić z nią własnymi siłami. Niejeden z nas docenił to, co ma, i przekonał się, że nie warto żyć tylko dla siebie, że warto pomagać, bo przecież po to mamy dwie ręce. W końcu wybraliśmy 40 rodzin, które zostały włączone do akcji. Na podstronie internetowej Rejonu Bieńczyce ukazał się licznik odmierzający liczbę rodzin do obdarowania.

Gdy dla pierwszej z rodzin znalazł się Darczyńca, nie posiadaliśmy się z radości. A to przecież dopiero był początek. Licznik zmniejszał się z dnia na dzień, bo z dnia na dzień przybywało ludzi o wielkich sercach, którzy chcieli sprawić, aby ten przedświąteczny czas był dla tych najbardziej potrzebujących wyjątkowy. Darczyńcy byli naprawdę niesamowici. Nie tylko wkładali do paczek, to, co było dla rodzin niezbędne, jak żywność, ubrania czy środki czystości. Ale też tworzyli prawdziwe świąteczne prezenty, upominki, dzięki którym każdy członek rodziny mógł poczuć się kimś wyjątkowym. Pani Edyta dostała wymarzone perfumy, Ania – kolczyki, a Tomek – piłkę do koszykówki. W naszych „Paczkach” znalazły się także pralki, lodówki, styropian do ocieplenia mieszkania, wszystko, co niezbędne do prac remontowych, jak farby, cement, gips. Każdy z nas odbierał setki telefonów od zaangażowanych Darczyńców, którzy chcieli wiedzieć, co jeszcze mogą zrobić, aby sprawić komuś jak najwięcej radości.

Kiedy paczkowy licznik pokazał „0”, oznaczało to, że wszystkie rodziny z rejonu Bieńczyce otrzymają pomoc. Nasza radość sięgnęła zenitu. Ale to nie oznaczało końca pracy. Zabraliśmy się za przygotowanie naszego magazynu, jaki mieścił się w salkach parafii św. Józefa na osiedlu Kalinowym. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby Darczyńca, który przywiezie tu swoją paczkę, mógł poczuć świąteczną atmosferę. Przystroiliśmy salę w łańcuchy, światełka, bombki, zadbaliśmy o muzykę. W dniach finału, w piątek i sobotę, 11 i 12 grudnia, cierpliwie i radośnie oczekiwaliśmy na wizytę Darczyńców. I przyjeżdżali. Magazyn szybko zapełniał się wielkimi kartonami. Wzruszona Kasia odbierała paczki od ludzi o wielkich sercach, a w zamian za ich dobroć wręczała „paczkowego” piernika i dyplomy z podziękowaniami. Kierowcy i „Super W” dzielnie rozwozili „Szlachetne Paczki” po bieńczyckich osiedlach, gdzie czekały już zniecierpliwione dzieci i wzruszeni rodzice. Emocji, jakie towarzyszyły przy każdej wizycie, nie da się opisać. Radość, wzruszenie, szczęście, ale też łzy, towarzyszyły nam na każdym kroku przez te finałowe dni. Widzieliśmy na własne oczy, jak spełniają się marzenia. A to jest widok niezapomniany.

Finał akcji naładował nasze akumulatory na cały rok. To zdecydowanie najlepsza część „Szlachetnej Paczki”, w której czujemy, że to, co robimy, ma sens. Wszyscy wolontariusze zgodnie stwierdzają, że brakuje nam teraz zasypanej wiadomościami od Kasi Filipek skrzynki mailowej. Ta drobna blondynka potrafiła wysyłać je do nas o trzeciej nad ranem, żeby tylko zmotywować nas do działania i uświadomić, jak wielki sens ma nasza praca.

Kasiu, dziękujemy! To od Ciebie nauczyliśmy się tego, że „Szlachetna Paczka” jest jak nałóg. I dzięki Tobie chcemy do niej wracać. Dziś ciągle jeszcze mamy przed oczami radość, jaką wspólnymi siłami wielu ludzi udało nam się sprawić. Bo nie ma nic lepszego niż dawać z siebie jak najwięcej. Z niecierpliwością czekamy aż za rok będziemy mogli włączyć się w tę magiczną moc „paczkowania”.