Dołącz

29 stycznia 2011

Kamil

29 stycznia

Dzisiejszy poranek spędziłam na szkoleniu pt. „Moje sylabki – nauka czytania metodą symultaniczno-sekwencyjną prof. Jagody Cieszyńskiej”, zorganizowanym przez Wydawnictwo WIR, a prowadzonym przez logopedkę Agnieszka Fabisiak-Majcher.

Jestem bardzo zadowolona z tego szkolenia. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, które będę mogła wykorzystać na zajęciach z Borysem, zwłaszcza, że jesteśmy właśnie teraz na etapie poznawania liter, a w przyszłości, mam nadzieję, także czytania.

Całe szkolenie było podzielone na pięć części, które odpowiadały poszczególnym etapom nauki czytania. Te pięć etapów to:

  1. Etap od samogłosek otwartych do sylaby otwartej (wszystkie samogłoski + stopniowo  spółgłoski „p,m,b,l,f,w,t,d” ale nigdy same tylko zawsze w sylabach)
  2. Etap od sylaby otwartej do pierwszych wyrazów (pojawiają się nowe spółgłoski „s,z,k,g,j,n”, cały czas tylko sylaby otwarte)
  3. Etap czytania sylab zamkniętych
  4. Etap czytania nowych sylab otwartych i zamkniętych (wprowadzamy dwuznaki i spółgłoskę „ł”)
  5. Etap samodzielnego czytania tekstów

Ważne jest to, że każdy etap powinien się zakończyć krótkim tekstem do przeczytania, który musi się opierać tylko na tym, czego się dziecko do tej pory nauczyło. Ma to dać dziecku poczucie, że coś już umie przeczytać.

Istotnym elementem był dla mnie fakt, że metoda ta narodziła się w oparciu o pracę z dziećmi autystycznymi oraz że nie zakłada całkowitej eliminacji czytania globalnego (musi być grupa wyrazów na początku, które są dziecku znane).

Pomału będę się starała wprowadzać do pracy z Borysem chociaż niektóre elementy tej metody, zwłaszcza że chłopiec bardzo chętnie reaguje teraz na nowe zadania, a szczególnie na wszystko, co ma wspólne z literami. Oczywiście, skuszona ofertą wydawnictwa, wypatrzyłam naprawdę bardzo fajne pomoce naukowe, które, po konsultacji z mamą Borysa, zostały zamówione i mam nadzieję, że już niedługo zaczniemy na nich pracować.

Więcej o tej metodzie na stronie http://sylaba.info/

Po szkoleniu jak zwykle pojechałam do Borysa, który, podobnie jak wczoraj, bardzo chętnie pracował. Dzisiaj obyło się już bez krzyku o ciastka, w pewnym momencie chłopiec wprawdzie przypomniał sobie o nich i widziałam, że poleciała mu łezka na policzek, ale dzielnie się przemógł i wykonywał ćwiczenie przy biurku. Byłam z niego naprawdę bardzo dumna!